... czyli humorki nieco w dół...
Jak budowlańcy poprawią, to urzędy popsują, jakoś to tak idzie.
Tym razem posżło o gaz; na naszej działce idzie nitka, która ma być modernizowana. Pan robiący projekt podpowiedział, żeby złożyć podanie o przyłącze (tym bardziej, że u nas ma być odejścei, więc mamy sie w co wpinać). Skwapliwie podążyliśmy za tą myślą, bo znów nam zjazd z drogi w to wchodzi, rury będą pod nasypem, więc warto by je położyć (albo jakiś przepust) już teraz, żeby nie ryć póżniej utwardzonej drogi.
Mąż sie wybrał. Do gazowni, Pan popatrzył na naiwnego. I zaczął tłumaczyć. Jak osiołkowi.
Bo się nie da. Nie są zainteresowani. A jak skończymy budowę to będą. I przyjadą. I przeryją droge i działkę. Na własny koszt. Nawet zasypią potem. A tak- to nie. Do widzenia. Nie ma o czym rozmawiać. Acha! A jak nawet pan inwestor będzie namolny, to podłączą. Ale żeby nie było, że nie ostrzegali. Bo jak po 6 miesiacach od podłączenia nie będzie poboru gazu to kara. 700 złotych za niekorzystanie. Żeby nie było na niego....
Chyba sie zgotowaliśmy. Mąż jutro idzie jeszcze raz, z inspektorem nadzoru.
A ja myslę po cichutku - szkoda, że trzeba zrobić odbiory ciśnieniowe, bo wstawiłabym do kotłowni małą kuchenkę gazową i pozwoliłabym budowlańcom robić tam kawę. NIech będzie pobór, a co!