Poniedziałek...
Tak sobie siedzę i myślę... prawie jak Pankracy z bajki znanej pewnemu pokoleniu
Jak tu sobie poradzić z pewnym urzędniczym nonsensem. Dużo wcześniej juz pisałam: dostalismy pozwolenie na wycinkę pięknej kępy drzew, pod warunkiem zrobienia nowych nasadzeń w ilości 2:1. Nic nie mam przeciw dwóm świerkom srebrzystym w ogrodzie, mogę mieć, podobają mi się, czemu nie... Tujek będzie szpaler, więc ilosciowo i tak nadrobimy. Ale.... termin nasadzeń mamy wpisany do.... 30 marca 2013 !!!!!!!!!!!!
Podobno sadzenie w Wielką Sobotę poprawia plony, hehe
Zapytałam grzecznie pana, który mi to wystawił- jak sobie to wyobraża, w obecnej sytuacji... Poradził, żebym napisała prośbę o przedłuzenie tego czasu do końca 2013 (z powodu złej pogody itp). Siadłam do tego, a mąż (szybciej myśli niż ja) zadał podstawowe pytanie:
- Pogięło was?????
Z reguły zwraca się tak do świata w wyjątkowych stanach, spłoszyłam się, usiłowałam zaskoczyć na tryb: "myśl szybciej", nie wyszło, więc ostrożnie:
- A co?
- A nie możesz napisac: termin po wykonaniu prac budowlanych- jak już będziemy porządkowac teren? Naprawdę chcesz, żeby co i rusz coś ci rozjeżdżało te drzewka?
Sama mądrość przez niego przemówiła, ale nie mam pojęcia jak to ubrać w słowa, żeby przeszło (przypomnę tylko, że pozwolenie dostaliśmy w listopadzie, wiedzieli, ze nie zdążymy choćby nie wiem co).
Więc dalej jak Pankracy: "... i przychodzą mi do głowy róóóóżne psie myśli..."